Kolendo Jerzy
Profesor Jerzy Władysław Kolendo urodził się 9 czerwca 1933 r. w Brześciu nad Bugiem, skąd w 1936 r. trafił do Białegostoku, gdzie chodził do szkoły i zdawał maturę. Po mieczu był wnukiem powstańca styczniowego zesłanego na Syberię. Oboje rodzice byli nauczycielami – ojciec, Władysław, po uzyskaniu Niepodległości tworzył gimnazja w Pińsku i Brześciu i był ich dyrektorem. Matka, Maria, uczyła historii i języka polskiego, a w czasie II wojny organizowała w Białymstoku tajne nauczanie. Ojciec umarł bardzo wcześnie i młody Jerzy Kolendo był wychowywany przez matkę, która od wczesnego dzieciństwa dawała mu do czytania książki historyczne, wpajała zamiłowanie do przeszłości i do ojczyzny. Atmosfera panująca w Białymstoku do 1945 r., miasta kilku religii i narodowości, szczególnie sprzyjała podtrzymywaniu polskich tradycji wolnościowych i niepodległościowych. Po wojnie matka została na rok wywieziona w głąb ZSRR i Jerzym Kolendo zajmowała się wówczas ciotka. Profesor uważał swoją matkę za wybitnego pedagoga.
W tym okresie dla wszystkich białostocczan droga do kariery akademickiej prowadziła w sposób oczywisty przez Warszawę, zwłaszcza przez Uniwersytet Warszawski (dalej UW). Jerzy Kolendo zamieszkał w domu studenckim, gdzie współlokatorzy Go nie rozpieszczali, a był wątłego zdrowia i wielokrotnie na dłużej zapadał na różne choroby. Niechętnie i zazwyczaj źle wspominał czasy swoich studiów. Były to najgorsze lata stalinowskiego ucisku, gdy Prezesem Rady Ministrów był Bolesław Bierut, lata masowych aresztowań, procesów i egzekucji polskich bohaterów okupacji hitlerowskiej i sowieckiej oraz Powstania Warszawskiego. Wśród studentów panoszył się Związek Młodzieży Polskiej, młodzieżowa przystawka PZPR, kwitło donosicielstwo i pijaństwo, studenci musieli odbywać tzw. praktyki robotnicze, najczęściej w PGR, czasem w fabrykach, aby spajać się z klasą robotniczo-chłopską. Wielu ich uczestników wspomina je jako młodzieńczą przygodę; dla chorowitego i nienawykłego do pracy fizycznej Jerzego Kolendo były to katusze; podobnie, jak uczestnictwo w wielu obowiązkowych zajęciach ideologicznych.
Z drugiej jednak strony należy pamiętać, że wśród uniwersyteckich wykładowców ciągle dominowała wówczas przedwojenna kadra profesorska, wielkich osobowości, humanistów, intelektualistów i erudytów – nowy reżim nie wykształcił jeszcze swojej własnej kadry naukowo-dydaktycznej. Pod tym względem wyjątkową enklawę na tle stosunków panujących w PRL stanowił Instytut Historyczny UW.
Prof. Kolendo, wedle własnych wspomnień, chciał pierwotnie studiować archeologię ale – jak twierdził – nie miał szansy zdać odręcznego rysunku, obowiązkowego wówczas na egzaminach wstępnych. W ten sposób trafił na historię, na zajęcia prof. prof. Aleksandra Gieysztora, Tadeusza Manteuffla, Mariana Małowista i na seminarium historii starożytnej Izy Bieżuńskej-Małowist, pod okiem której pisał pracę magisterską i doktorat. Były to wybitne osobowości wywodzące się z przedwojennej profesury, których w ówczesnym Instytucie Historycznym UW nie brakowało.
Historia, podobnie jak większość innych kierunków humanistycznych, była wówczas w Polsce silnie zideologizowana. Trzeba było zajmować się tzw. „podstawowymi zagadnieniami dziejów” takimi jak walka klas, ruchy społeczne, kwestie gospodarcze, w tym historia kultury materialnej, zwłaszcza rozwój narzędzi produkcji. W Instytucie Historycznym UW, wedle relacji części pracowników, wymogi te nie obowiązywały. Jednak tytuł nigdy nieopublikowanej pracy magisterskiej Prof. Kolendo spełniał je w całości. Praca dotyczyła bowiem powstań w Galii w I wieku po Chr., które w świetle oficjalnej wykładni nauki marksistowskiej traktowano jako zrywy społeczne. Nieco inaczej było już z zawartością samej pracy. Na etapie jej pisania Profesor zetknął się z wieloma tematami, które stanowiły Jego późniejszy przedmiot zainteresowań, takimi jak romanizacja, Galia, relacje rzymsko-barbarzyńskie, armia rzymska, cesarz Neron czy wreszcie Tacyt. Ze studiów w Instytucie Historycznym UW wyniósł doskonałe podstawy warsztatowe, zwłaszcza źródłoznawcze, dobrą znajomość marksizmu i nie zawsze najlepsze wspomnienia.
Po studiach na 14 lat trafił do Instytutu Historii PAN i wyjechał po raz pierwszy za granicę do Francji i do Włoch. Ówczesne, silnie lewicujące elity intelektualne Zachodniej Europy były zafascynowane socjalizmem, marksizmem, badaniami nad kulturą materialną, tematyką społeczną i gospodarczą uprawianymi w bloku sowieckim. Tak rozwinęła się intensywna wymiana naukowa, zwłaszcza polsko-francuska ze szkołą „Annales”, wydawcą słynnego czasopisma Annales. Économies, Sociétés, Civilisations. W przypadku Polski ogromną rolę w rozwoju tych kontaktów odegrały dwie wielkie osobowości prof. Aleksandra Gieysztora i prof. Witolda Kuli, a także prekursorskie badania prowadzone przez polskich mediewistów nad opuszczonymi średniowiecznymi wioskami. Tak też do Paryża trafili między innymi młodzi polscy historycy, w tym Bronisław Geremek, z którym Jerzy Kolendo był wspólnie na stypendium i się zaprzyjaźnił. Kontakt ze szkołą Ferdynanda Braudela odcisnął na młodym wówczas jeszcze badaczu wyraźne intelektualne piętno, dające się zauważyć w całym niemal Jego późniejszym dorobku. Ponadto miał On możliwość skorzystania po raz pierwszy ze wspaniałych bibliotek i uzupełnienia niedostatków swojej wiedzy na wykładach wielkich francuskich i włoskich historyków i epigrafików.
Doktorat obroniony na UW w 1960 r. pt. „Kolonat w Afryce rzymskiej i jego geneza” powstał z pracy przygotowywanej w PAN. Dotyczył on „podstawowego zagadnienia dziejów”, jaki stanowiło rolnictwo w Afryce, głównym spichlerzu Rzymu. Przetłumaczona, nieco zmieniona i uzupełniona wersja pracy doktorskiej doczekała się dwu francuskich wydań: w 1976 i 1991 r. Można na swój sposób uznać, że panującej w Polsce doktrynie naukowej Prof. Kolendo zawdzięczał po części fakt, iż podobnie jak niektórzy inni polscy historycy, idealnie „wstrzelił się” w zagadnienia gospodarcze uprawiane przez ówczesne elity intelektualne szkoły Annales; dodatkowo badania nad kolonatem miały we Francji długą tradycję i łączyły się z problematyką szeroko rozumianego przejścia od ustroju niewolniczego do feudalizmu. Ale oczywiście dostrzeżenie i docenienie przez francuską humanistykę Jerzy Kolendo zawdzięczał przede wszystkim tytanicznej wprost pracy, ogromnemu oczytaniu i oszałamiającej erudycji.
Podobnie problematyki rolnictwa dotyczyła habilitacja pt. „Postęp techniczny i problem siły roboczej w rolnictwie starożytnej Italii”, przeprowadzona na UW i opublikowana po włosku w Rzymie w 1980 r. Jak mawiał Profesor, pół żartem, pół serio, wykorzystywał w niej doświadczenia z praktyk robotniczych odbywanych w PGR-ach, na polskiej socjalistycznej wsi. Wówczas to najprostszą i najszybszą metodą pielenia np. buraków było wyrywanie chwastów wraz z młodymi liśćmi tych warzyw. Wybitny francuski epigrafik i polihistor Louis Robert, wedle słów Jerzego Kolendo, stwierdził wówczas: „Jest tylko dwóch badaczy, którzy potrafili pokazać przyczyny nierentowności rzymskich latyfundiów: Kuziszczyn w Moskwie i Kolendo w Warszawie”. Jak sam podkreślał to z naciskiem Profesor, habilitacja została zatwierdzona w styczniu 1968 r. Miało to oznaczać, iż uzyskał stopień dr hab. przed marcem, gdy zaroiło się w Polsce od mianowanych tzw. „docentów marcowych”, nieposiadających habilitacji. Wiązało się to z niedostatkiem samodzielnych pracowników naukowych, z których znaczna część, pozbawiona możliwości uprawiania zawodu, wyjechała po marcu 1968 r. za granicę; ponadto ówczesna władza ludowa chciała stworzyć posłuszną sobie kadrę naukową, co jej się zresztą nie powiodło, z pewnością na UW.
Z tą „odnową” polskiej nauki wiązała się konieczność opuszczenia w 1971 r. przez Jerzego Kolendo Instytutu Historii PAN, gdzie nie udało się powołać jednostki zajmującej się starożytnością. Znalezienia pracy nie ułatwiał Mu fakt, że nigdy nie należał do żadnej partii. Wówczas to został przyjaźnie przygarnięty przez Katedrę Archeologii Polski i Powszechnej UW kierowaną przez prof. Waldemara Chmielewskiego, mieszczącą się wówczas na ul. Widok 10, gdzie się odnalazł jako dydaktyk i gdzie zaczęła się Jego prawdziwie Wielka Przygoda z archeologią, o której marzył od dziecka i z którą miał okazję już wcześniej się zetknąć.
Pozostał na UW już do końca, do przejścia na emeryturę w połączonym Instytucie Archeologii, a następnie, od 2003 r., w Ośrodku Badań nad Antykiem Europy Środkowo-Wschodniej. Był też związany z powstającym na UW Ośrodkiem Badań na Tradycją Antyczną w Polsce i Europie Południowo-Wschodniej. Na UW uzyskał tytuły profesora i profesora zwyczajnego, a w 2011 r. obchodziliśmy uroczystość odnowienia Jego doktoratu. Wykładał także w Paryżu na Sorbonie (Paris I Pantheon), w Strasburgu i Padwie.
Na początku pracy na UW prowadził wspólne seminarium magisterskie z Jerzym Okuliczem. Obaj się w wielu dziedzinach dobrze rozumieli, m.in. mieli poglądy allochtonistyczne na pochodzenie Słowian, czyli uważali, iż Słowianie dotarli na ziemie polskie w Okresie Wędrówek Ludów z terenów obecnej Ukrainy. Obok Krakowa było to jedyne w Polsce miejsce, gdzie już od czasów przedwojennych mówiło się otwarcie o obecności Germanów na północ od Karpat w pierwszych wiekach po Chr., a także np. że Calisia u Ptolemeusza nie jest tożsama ze współczesnym Kaliszem. Za wyznawanie i propagowanie takich tez można było mieć poważne kłopoty, np. wstrzymaną profesurę, jak miało to miejsce w przypadku dr. hab. Jerzego Wielowiejskiego. Po raz pierwszy tę część swoich poglądów w popularnej formie opublikował Profesor Kolendo w Polsce przed dwudziestu laty w „Archeologii Żywej” towarzyszącej Pierwszemu Festynowi Archeologicznemu w Biskupinie. Jego krótki artykuł pt. „Prasłowiański Biskupin to naukowa legenda” wywołał wówczas burzę w gronie polskich autochtonistów. Dziś nie wzbudziłby już żadnych emocji.
Na UW wypromował dziesiątki magistrów i sześciu doktorów, z których czterech jest już profesorami, a piąty właśnie został doktorem habilitowanym. Jednak najbardziej znacząca jest multidyscyplinarna szkoła badawcza, jaką stworzył, w ramach której kolejne pokolenia Jego uczniów nabierały wielkiego szacunku do źródeł. Jej mottem mogłyby być następujące słowa tego wielkiego polihistora: „na źródła nie można się obrażać”. Za tym powiedzeniem kryła się cała metodologia, filozofia i etyka naukowa, która stawała i stoi czasem do tej pory w sprzeczności z głoszonymi przez innych badaczy poglądami. Miał niesłychanie pryncypialną postawę wobec źródeł, uważał, że nawet te najbardziej z pozoru błahe wymagają opracowania i publikacji, niezależnie od ich pochodzenia, stanu zachowania, miejsca przechowywania i własności. Stąd też np. traktował jako naukowy obowiązek opracowywanie zabytków znanych z archiwaliów i dawnych, czasem szczątkowych wzmianek, rozwijając tzw. „archeologię biblioteczną”, a także pochodzących z kolekcji prywatnych czy odkrywanych przez poszukiwaczy-amatorów.
Niemal każdy, kto studiował u Profesora Kolendo, ma związane z Nim jakieś osobiste wspomnienia czy wyniesioną anegdotę. Po jednym z Jego wykładów Przemysław Wielowiejski, obecnie doktor i wicedyrektor Centrum Nauki Kopernik, powiedział w przedsionku ul. Widok 10: „Słuchajcie, mnie to by całkowicie wystarczyła na całe życie encyklopedyczna wiedza prof. Kolendo zaczynająca się na dowolna literę alfabetu, na przykład na literę <A>”. Jak ktoś z nas czegoś nie wiedział, na obojętny temat, mówiliśmy żartobliwie: „Zapytaj Prof. Kolendo”. A co najbardziej zaskakujące, na większość tych pytań w istocie znał On odpowiedź.
Gdy po studium wojskowym (było kiedyś takowe na UW, w czasach naszych studiów obowiązkowe na IV roku) rozgryzaliśmy z kolegami konstrukcję zamka karabinu KBKAK, Prof. podszedł do nas i usłyszawszy temat rozmowy, wygłosił ad hoc wykład o historii konstrukcji zamków, od czasów karabinów skałkowych do współczesnych; powiedział wówczas: „Nowoczesna konstrukcja francuskiej broni palnej rozstrzygnęła wojnę krymską, warto to wiedzieć”. Jakże ponadczasowe to było stwierdzenie. Także obecnie broń obcej konstrukcji rozstrzyga wojnę w tamtych rejonach.
Miał imponującą wprost wiedzę i pamięć, a nade wszystko genialne umiejętności dydaktyczne, stosunkowo późno przecież nabyte. Umiał nas zobligować do rzetelnej pracy. Wszyscy dobrze znaliśmy te chwile, gdy omawiając nasze naukowe szkice, jak się teraz mówi „drafty”, potrafił w nich wyłowić, docenić i pochwalić jakieś elementy. Po tym nieodwołalnie zapadało jednak sakramentalne „ale”, wciskające nas głęboko w fotel, a czasem powodujące nieodpartą chęć ukrycia się za firanką. Stawaliśmy na głowie, aby następnym razem mniej się wstydzić.
Wspaniały talent dydaktyczny i interdysyplinarność Jego nauczania szła w parze z wieloma polami badawczymi uprawianej przez niego nauki, dotyczącymi m.in.: problematyki kontaktów Barbaricum ze światem śródziemnomorskim, historii gospodarczej i społecznej starożytnego Rzymu, epigrafiki łacińskiej czy dziejów zainteresowań światem śródziemnomorskim w Polsce i w Europie1.
Niektóre z tych dziedzin, jak np. kwestia relacji rzymsko-barbarzyńskich, w tym zwłaszcza zagadnienia bursztynu bałtyckiego, czy epigrafika łacińska, stanowiły nieco późniejszy etap Jego zainteresowań, związany ze współpracą z archeologami. Np. z epigrafiką łacińską, zetknął się w trakcie swoich pierwszych pobytów na polskich badaniach prowadzonych w obozie I Italica w Novae na ternie Bułgarii. W niedługim czasie poznał wielkie epigraficzne sławy, takie jak prof. Louis Robert, Hans-Georg Pflaum czy prof. Antonio Sartori, z którym się zaprzyjaźnił. Wkrótce stał się najlepiej rozpoznawalnym na świecie polskim epigrafikiem łacińskim, wydając m.in. komplet inskrypcji z Noave, a wraz z J. Żelazowskim unikalny podręcznik. W ten sposób należałoby omówić każdą z wielu uprawianych przez Profesora dziedzin i dyscyplin2, ale w tym szkicu nie ma na to miejsca.
Był uczonym formatu europejskiego, powszechnie znanym i docenianym na świecie. Wielki podziw wzbudzała zwłaszcza jednoczesna umiejętność połączenia trzech elementów: 1. niespotykanej wiedzy faktograficznej i erudycji, 2. rozbudowanej krytyki źródłowej, 3. syntetyzowania i myślenia modelowego.
Praca naukowa była dla Profesora dosłownie wszystkim. Oczywiście istniało wiele tematów, którymi się interesował i o jakich można było z nim rozmawiać, ale z największym ożywieniem dyskutował o sprawach naukowych. Gdy pojawiał się w szerszych gremiach, na seminariach czy konferencjach, było oczywiste, że w dyskusji zabierze głos. Gdy na temat jakiegoś wystąpienia, np. zbyt hermetycznego, nikt z obecnych nie miał nic do powiedzenia, wszyscy zawieszali wzrok na Prof. Kolendo. W dyskusji nie wykazywał referentom czy dyskutantom swojej najczęściej ogromnej merytorycznej przewagi. Starał się spowodować, aby sami wpadli na konkretne pomysły, zrozumieli popełnione przez siebie błędy czy nieprawidłowe rozumowanie. Podobnie postępował na egzaminach. W węższym gronie wśród swoich uczniów bywało, że przy gorętszych dyskusjach padały z Jego ust całkiem niecenzuralne słowa, które miały nas, młodszych, lepiej do konkretnej argumentacji przekonać; raz nawet, protestując przeciw identyfikacji ptolemeuszowej Calisia z Kaliszem przez jednego z kolegów z PAN, złamał okulary. To był cały Profesor Kolendo, z krwi i kości, dla tych co lepiej Go znali…
Katarzyna, córka Profesora, wspomina, że nigdy nie widziała swego Ojca w innej pozycji, niż pochylonego przy biurku nad książkami, obojętnie, o której godzinie wstawała czy kładła się spać. A złośliwi Włosi mawiali, gdy paliło się do późna w nocy światło w Palazzo Farnese, w siedzibie Instytutu Francuskiego w Rzymie: „Oho, przyjechał Profesor Kolendo”.
Nie sposób opisać w tym wspomnieniu wszystkich Jego dokonań naukowych. Opublikował ponad 600 tekstów, w tym 16 monografii, w większości wydanych za granicą3. Dość stwierdzić, że gdyby w humanistyce był stosowany indeks cytowań Hirscha, z pewnością Prof. Kolendo znalazłby się na jednej z pierwszych pozycji w Polsce. Nie jest tu właściwe miejsce, aby wspomnieć, jak określał Prof. Kolendo wszystkie te punkty i indeksy stosowane obecnie dla pozycjonowania naukowców i parametryzacji instytucji. Miał swoją własną klasyfikację – dzielił naukę na cztery kategorie: A, B, C i D, przy czym litera ostatniej kategorii miała określać, do czego taka nauka się nadaje.
Profesor Kolendo był patriotą. Mimo różnych propozycji pozostania na Zachodzie zawsze uważał, że Jego stałym miejscem zamieszkania i pracy jest Polska; terenów ziem polskich, znalezisk dokonanych przez Polaków czy też polskich starożytników i badaczy dotyczyła większość opublikowanych przez niego prac. Był to jeden z głównych powodów przyznania Mu w 2011 r. przez Pana Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego Krzyża Komandorskiego Orderu Odrodzenia Polski.
Był osobą o niebywałej wprost skromności, zarówno w aspekcie zawodowym, jak i prywatnym. Ta skromność robiła na wszystkich, którzy Go poznali, ogromne wrażenie. Wspomnę nieżyjącego już Prof. Fernando Lopeza Pardo z Madrytu zajmującego się rzymską Afryką, który odbywał u Profesora Kolendo staż w mrocznych latach osiemdziesiątych. Gdy przyjechał, był zadziwiony liczbą opublikowanych przez Niego prac, pytał czy to na pewno chodzi o jedną osobę, a skoro tak, to czy ma już blisko 100 lat? A kiedy po powrocie Profesora Kolendo z Padwy bywał u Niego w domu, nie mógł wprost uwierzyć, że tak skromnie mieszka i żyje takiej klasy badacz, o którym tyle słyszał od swego mistrza Prof. J. M. Blazqueza Martineza.
Zilustruję to jeszcze jedną historią z konferencji w Malborku sprzed ponad trzydziestu lat poświęconej kulturze wielbarskiej (wówczas noszącej jeszcze inne nazwy). W stropie jednego z grobów z cmentarzyska w Nowym Targu datowanego na I wiek po Chr. został znaleziony fragment niewielkiej blaszki z częściowo zachowanym napisem AV[.?]. Profesor Kolendo, zajmujący się w ramach swoich badań epigraficznych również napisami należącymi do kategorii instrumenta domestica znajdowanymi na ziemiach Polski, zinterpretował inskrypcję na niej jako odnoszącą się do tytułu cesarskiego AV[G], choć stwierdził, że kształt liternictwa nie pasuje do chronologii grobu. W dyskusji wziął wówczas udział Romuald Odoj z Olsztyna i stwierdził, że jest to fragment sprzączki krzyżackiej z napisem AV[E MARIA], dość powszechnie spotykanej w okresie średniowiecza na tych terenach. Prof. Kolendo zbladł, przyznał dyskutantowi rację, a następnie ten jeden z największych polskich polihistorów i erudytów stwierdził: „Bardzo Państwa przepraszam za to nieporozumienie, to wszystko wynik mojego niedouczenia i ograniczonych horyzontów, jeszcze raz ogromnie przepraszam”, na co cała publiczność zareagowała najpierw głośnym śmiechem, a następnie nagrodziła Go gromkimi brawami.
Dawał nam wszystkim wspaniały przykład w ostatnich latach i miesiącach swego życia. Mimo pogarszającego się stanu zdrowia nie ustawał w pracy, gdy pisanie na komputerze sprawiało Mu ogromną trudność i ból, gdy w końcu musiał swoje teksty dyktować. Zresztą tylko tym nielicznym, którym ufał, że zrozumieją. Do końca umawiał się też ze swoimi uczniami, którym starał się pomagać i doradzać.
Prof. Jerzy Kolendo umarł 28 lutego 2014 r.
Był niedoścignionym wzorem wspaniałego dydaktyka, wybitnego badacza, głębokiego erudyty i humanisty. Był też, a może przede wszystkim, wspaniałym, kochanym, delikatnym człowiekiem, człowiekiem wielkiego serca, uwielbianym przez swoich uczniów.
Będą się o Nim uczyć i powtarzać anegdoty kolejne pokolenia studentów, dzięki Jego pracom i podręcznikom będą poznawać tajniki tak ukochanej przez Niego starożytności, świata antyku i Barbaricum.
Pozostanie niezapomniany w naszych sercach i umysłach.
AB
Przypisy:
[1] Szerzej na temat osiągnięć naukowych Prof. Kolendo por. wystąpienia recenzentów i laudacja promotora w: Uroczystość odnowienia doktoratu Prof. JERZEGO KOLENDO, Warszawa, 17 października 2011 roku; pełniejszy biogram ukaże się także w najbliższym numerze „Światowita”, dedykowanym pamięci Profesora i „Palmedes”.
[2] Osiągnięcia Profesora w dziedzinie numizmatyki omawia A. Zawadzka, Jerzy Kolendo (9 czerwca 1933 –28 lutego 2014), „Wiadomości Numizmatyczne” 2014, w druku.
[3] Bibliografia prac Jerzego Kolendo do roku 1995 por.: A. Bursche, M. Mielczarek, W. Nowakowski (red.), Nunc de Suebis dicendum est. Studia archaeologica et historica Georgii Kolendo ab amicis et discipulis dicata, Warszawa 1995, s. 7-26. Bibliografia od 1995 r. (z uzupełnieniami za rok 1994) na stronie Instytutu Archeologii UW: www.archeo.uw.edu.pl.
-
pełna rozdzielczość
Fot 1. Arles 1994.
-
pełna rozdzielczość
Fot. 2. Blais, pałac nad Loarą, 1997.
-
pełna rozdzielczość
Fot. 3. Prof. Kolendo na I Konferencji Instytutu Archeologii UW w Wyknie.
-
pełna rozdzielczość
Fot. 4. Prof. Kolendo w Nieborowie (lata 80).
-
pełna rozdzielczość
Fot. 5. Prof. Kolendo na wykopaliskach w Novae (Bułgaria), przy inskrypcji.
-
pełna rozdzielczość
Fot. 6. Prof. Kolendo na konferencji w Nowej Soli.
-
pełna rozdzielczość
Fot. 7. Z prof. R. Etienne nad oceanem w Akwitanii.
-
pełna rozdzielczość
Fot. 8. Prof. Kolendo w trakcie pracy.
-
pełna rozdzielczość
Fot. 9. Prof. Kolendo w domu, przy biurku.
-
pełna rozdzielczość
Fot. 10. Prof. Kolendo przed pałacem w Wilanowie wraz z prof. J. Desangesem.